gavra |
Wysłany: Nie 23:04, 28 Lut 2010 Temat postu: owczarek niemiecki BRUNO |
|
Kiedy mój cudowny biały kundelek Amor wybrał się na wieczny spoczynek, razem z mamą, z którą jeszcze w ten czas mieszkałam, obiecałyśmy sobie, że więcej psów w domu nie będzie. Ale ponieważ w naszym domu zawsze były jakieś zwierzęta, począwszy o chomików, nie wytrzymałyśmy w takiej ciszy długo. Mamie zamarzył się jakiś mały kanapowiec. "o nieee..."- broniłam się. Jeśli pies, to tylko duży. Pod niewiedzę rodzica rozpoczęłam poszukiwania. Chciałam, aby pies był już odchowany, jednak nie stary. Dziesiątki moich ogłoszeń pojawiło się na różnych psich portalach internetowych. Czekałam, szukałam, czekałam... aż WRESZCIE! któregoś deszczowego kwietniowego dnia dostałam email od młodych ludzi, którzy wyjeżdżali za granicę i musieli oddać swojego wilka. Wówczas, pamiętam jak dziś zwiałam ze szkoły (matura za pasem!) i pojechałam po psa do sąsiedniego miasta. Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, lekko się przeraziłam. Widziałam już mnostwo owczarków niemieckich, ale Bruno, choć bardzo zgrabny i proporcjonalny, wydał mi się przeogromny mimo nieukończonych jeszcze wtedy 2 lat. Od pierwszej chwili złapaliśmy kontakt Bruno nie czuł się źle w mojej obecności... właściwie to ciągle machał ogonem albo podawał łapę. Kompletnie nieagresywny wilk Właściciele psa nie chcieli w zamian nic, jedynie przysłowiową złotówkę. Kiedy wprowadziłam Bruna do domu, myślałam, że mama wyskoczy ze skróry... i to nie z przerażenia, a ze złości. No tak, takie zwierze sporo je Jako nastolatka zachowałam się bardzo nierozsądnie, jednak po tylu latach mogę śmiało stwierdzić, że to było po prostu przeznaczenie. Z czasem w naszym domu pojawiła się chora dziewczynka, dla której obecność psa była jakby zbawieniem. Mama także już świata poza Brunem nie widzi, choć nie potrafi go okiełznać Cóż... Bruno to trudny pies. Przypuszczam, że za szczeniaka nie był zbytnio tresowany. Na szczęście interesowałam się tresurą na tyle, że nawet z 9 letnim psem sąsiadów potrafiłam zdziałać wiele. Tak więc i Bruno wkrótce stał się psem wyuczalnym Niestety, komendy respektował tylko z mojej strony. Nikomu innemu nie pozwolił się okiełznać. Trochę żal, ponieważ dziś mieszka u mojej mamy. Kiedy poznałam swojego Pawła alergika, musiałam wybrać... Bruno ma się jednak dobrze, i z tego co wiem, uwielbiają się z moją mamą
Bezpośrednie pochodzenie Bruna jest mi niestety mało znane. Nie posiada rodowodu. Jedynie z umaszczenia i idealnych proporcji ciała można wnioskować, że jego rodzice byli owczarkami niem., nie wnikałam nigdy, czy byli rodowodowi. Wiem natomiast, że urodził się w dzień dziecka (już ma 6 lat) - to chyba całkowicie wpłynęło na jego osobowość ponieważ to ciut zwariowany pies... całe swoje życie spędził szukając korków od butelek i kamyków miałam ich całe mnóstwo pod fotelami, kaloryferami, na balkonie a nawet pod wanną. Nierzadko swoimi wielkimi zębiskami robił z nich miazgę. Bruno nigdy nikogo nie polizał. Jeśli chciał komuś okazać swoją radość lub obudzić nad ranem prosząc o spacer, wsadzał swój mokry nos w ucho, tak, kiedyś było zazwyczaj moje ucho... Boi się? no właśnie... nie śmiejcie się ale boi się małych szczekających psiaków. być może kojarzą mu się z jedzeniem które z jakichś dziwnych przyczyn porusza się Bruno jest naprawdę miłym wilkiem. Aż dziwne. Pozwala się dzieciom targać za ogon i łapy. Gdy śpi, nie rusza go kompletnie nic. Mój wylk nie jest łakomczuchem. Nie lubi mięsa i podrobów kocha za to jajka, różnego rodzaju kasze i ryby. Nie gardzi suchą karmą - mokrej nie tknie.
Brunek ma bardzo słabe serducho. Niesamowicie szybko się męczy, dlatego trzeba go pilnować na każdym spacerze, by nie przeginał z wygłupami. Kiedyś padł na trawie i nie miał siły wstać... Wyglądał tego dnia bardzo marnie. Przypuszczalnie ma pewne wady. Do tego ma stale problem z jednym uchem. Weterynarz nie daje szans na zupełne pozbycie się typowej dla wielkouchych psów infekcji. Jednak jest ciągle pod kontrolą. Bruno w ciągu swojej kariery przebył już kilka dość poważnych uszkodzeń ciała. Przerwana błona na łapie (teraz ma jakby rozszczepienie palców, jednak kompletnie nie przeszkadza mu to w poruszaniu). Kiedyś, rzucony przeze mnie patyk wbił się pionowo w ziemię (o zgrozo!) a psa nie zdążyłam zatrzymać. On jak to on, wariat na punkcie aportowania, chciał całą paszczą złapać kijek. Nagle usłyszałam niemiłosierny pisk. Patyk wbił się w gardło szarpiąc uprzednio podniebienie. Wet na szczęście nie zobaczył żadnego przebicia. Tkanka musiała się jedynie zregenerować. Ból jednak musiał być wielki, ponieważ pies nawet nie połykał własnej śliny. Trwało to kilka dni. Byliśmy mocno zmartwieni. Jednak, w końcu wszystko wróciło do normy. Innym razem Bruno rozbił swój kaganiec o asfalt i nikt nie zauważył, że jeden drut odstaje. Pewnego ranka podczas zakładania kagańca, jakimś nieokreślonym cudem Brunek nabił swój jęzor na ten właśnie drut. Nie pisnął nawet, więc nie zorientowałam się od razu. Patrzył na mnie i machał ogonem czekając aż otworzę mu drzwi. Takich, choć mniej bolesnych przypadków Bruno miał jeszcze wiele. Jest to niesamowity pies. Bardzo rzadko można po nim poznać, że w jakiś sposób się ukrzywdził. Jego nieokreślona wytrzymałość mnie czasem zadziwia.
Kiedy ostatnio przejechałam 600km aby odwiedzić mamę, pies wyrwał się jej czekającej na przystanku i wpadł 'po mnie' do autokaru Kocham go za tę jego wierność i bardzo tęsknię...
Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła napisać równie pasjonującą historię o mojej Kisi |
|